Ilustrowana bajka dla dzieci - O dwóch takich co szukali skarbów - Wyprawa druga - na plażę
Gdy promień słońca w okna zapukał
znów Jan z Bazylim ruszyli w drogę;
tym razem chcieli na plaży szukać
skarbów rzuconych przez morską wodę.
Dwie pierwsze fale wnet pokonali,
prawie pod łachy byli wzniesieniem,
gdy zobaczyli, że coś w oddali
na fali płynie, rzucając cienie.
Krok wydłużyli, nie mówiąc słowa,
a kiedy blisko już byli bardzo
zauważyli, że to foliowa
torba z uszami- nią nie pogardzą.
Przyda się, kiedy moc skarbów znajdą,
oprócz plecaka ta torba jeszcze!
Zaczęli skakać z ogromną frajdą,
próbując złapać jej uszy w kleszcze.
Ta kształt przybrała dziwnej butelki,
lub balonika z długim ogonem;
skacząc po wodzie - jak skaczą pchełki -
nagle ruszyła w przeciwną stronę.
Kraby stanęły oszołomione,
tej straty by nie odżałowały,
więc się rzuciły za jej ogonem
w szalony pościg na grzbiecie fali.
Torba zaś dziwne czyniła ruchy:
wirując oraz mieniąc się w słońcu.
Już ze zmęczenia padały zuchy
gdy się udało ją dopaść w końcu.
Wnet rozwiązały zagadkę kraby:
to ośmiorniczka w torbie siedziała,
co weszła do niej, ot dla zabawy,
a później cała się w niej splątała.
Z mozołem supły jej rozwiązały
i wypuściły wolną z ostrożna.
Od niej w podzięce zaś otrzymały
muszlę, na której grać było można.
- Jeśli przydatne kiedyś będziemy -
ja i me siostry - jej mocne tony
dadzą nam sygnał i przybędziemy
na pomoc z każdej możliwej strony.
To rzekłszy w dal odpłynęła postać,
a Jan z Bazylim znów zawrócili
by się na plaży piaski wydostać,
nie tracąc więcej już ani chwili.
W tym czasie chmury zakryły słońce,
wiatr w wodę zaczął mocno uderzać;
wezbrały fale, pieniąc swe końce
i pędząc niosły ich do wybrzeża.
Na nic wysiłki krabów się zdały
by zapanować nad dzikim pędem;
w końcu rzucone z siłą o skały
w głęboką dziurę wpadły z impetem.
Kolejne fale je zalewały,
miotając nimi na każdą stronę,
a gdy do końca z sił wyczerpały -
odeszły cicho, jak obrażone.
Nim sytuację swą ocenili
woda zaczęła szybko opadać,
węgorz z plecaka głowę wychylił
lecz z przerażenia nie mógł już gadać.
Jan do foliówki wrzucił węgorza,
wodą napełnił ją w oka mgnieniu,
pomiędzy skały wbił trzonek noża
i na nim torbę powiesił w cieniu.
Chodziły kraby po dnie pułapki
nie mogąc znaleźć wyjścia z więzienia.
Jan wziął więc muszlę niezgrabnie w łapki
i zaczął dąć w nią. Bez powodzenia.
Bo muszla działa tylko pod wodą
a ośmiorniczki tu nie przeżyją.
Nagle zobaczył nad swoją głową
straszliwą głowę przed długą szyją.
To dźwięk muszelki, płynący z dziury,
starą żółwicę na brzeg jej zwabił.
Ta miała silny dziób i pazury;
i obiecała, że ich wybawi!
Liną z plecaka mądry Bazyli,
związał foliowe uszy starannie.
Drugi jej koniec w górę rzucili
trafiając w paszczę żółwia dokładnie.
Chwycili obaj za sznur nad torbą,
krzyknęli, żeby ciągnęła w górę .
Kołysząc liną wznieśli się wolno
ponad nieszczęsną, głęboką dziurę.
Pięknie żółwicy podziękowali.
Jan węgorzowi wolność przywrócił,
po czym spokojnie powędrowali
by zebrać to, co sztorm na brzeg rzucił.
Znaleźli parę przepięknych puszek,
i bursztynowych kilka korali,
i zardzewiały troszkę łańcuszek.
Do torby wszystko to spakowali.
Zadowoleni, z ogromem wrażeń,
wracali w domów spokojne progi.
Pełni pomysłów śmiałych i marzeń
już układali plan nowej drogi.
Lecz dzisiaj chcieli tylko jednego-
spocząć w hamakach, wśród wodorostów;
napić się coli razem z kolegą
i zasnąć, zanim doliczą do stu.