top

Logowanie

Wesprzyj Bajkownię

     Twórz z nami Bajkownię!

Kto jest Online

Odwiedza nas 541 gości oraz 1 użytkownik.

Przyjaciele Bajkowni


wiersze i wierszowane bajki dla dzieci i dla dorosłych


Bogdan Dmowski czyta wiersze i wierszowane bajki dla dzieci i dla dorosłych


bajkowy podcast okladka


bajki dla dzieci


zloty jez



TataMariusz 200x200

© Copyright by Bajkownia.org - Fabryka Bajek, Powered by Joomla! Valid XHTML and CSS.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

 

 

 

Bajka dla dzieci - "ŁATKA"

KTO CHOWA SIĘ ZA TYM KRZACZKIEM?
Małą Anię jej rodzice przyprowadzali do tego parku już od roku, czyli od tego czasu, kiedy rodzice Ani przeprowadzili się do wielkiego miasta pełnego samochodów, tłumu ludzi i wiecznego hałasu. Dziewczynka chodziła do parku dwa razy dziennie, rano z mamą i po obiedzie z tatą.

 

Było tam dużo dzieci, z którymi bawiła się w piaskownicy, grała w berka i huśtała się. Lubiła, gdy wiewiórki zaciekawione zaglądały do kieszonek szukając smakołyków. Tata dawał jej czasem parę orzeszków, by mogła się nimi podzielić z rudzielcami.
Tego dnia Ania jak zwykle bawiła się z dziećmi w chowanego, gdy nagle usłyszała cichutkie popiskiwanie... „Ciekawe, kto chowa się za tym krzaczkiem?” – pomyślała Ania. Cichutko zbliżyła się do krzewu i zaczęła rozgarniać gałązki. Gdy wyciągnęła rączkę, by odsunąć kolejne listki, poczuła coś ciepłego, szorstkiego i bardzo mokrego. „Piesek!!!” – zawołała Ania. Wzięła zagubionego psiaka na ręce, a szczeniaczek wtulił pyszczek w jej sweterek. Psinka miała czarne futerko, a na oczku i uszku (nie mogła sobie przypomnieć, czy to prawa czy lewa strona pieska) białą łatkę.
„Masz na imię Łatka!” – zadecydowała Ania i zabrała pieska, by pokazać go Tatusiowi.
Dziewczynka w całym swoim długim życiu (a trwało ono już całe pięć lat) nie widziała tak pięknego stworzenia. Pokochała więc Łatkę całym serduszkiem. Łatka wydawał się zadowolony i cichutko pomrukiwał przytulając się coraz bardziej.
„Tatusiu!!! Popatrz!!!” – Ania podbiegła do Taty i opowiedziała jak znalazła psinkę. Tata wysłuchał opowieści bardzo uważnie, czasem tylko pomrukiwał: „Hmm...” i „Aha...”. Potem poszedł porozmawiać z rodzicami innych dzieci, a kiedy ustalił, że nikt nie zgubił pieska, i że Łatka jest całkowicie bezpański, powiedział: „Aniu od dziś jesteś Psią Mamą. To duża odpowiedzialność. Czy będziesz opiekować się tym maleństwem, zabierać ze sobą na spacery i karmić?”
„Tak!!!” – krzyknęła Ania niosąc śpiącego pieska do domu.


TAM GO ZNALAZŁAM…
Dni mijały a Łatka rósł coraz bardziej. A że był pieskiem bardzo ciekawym świata, ciągle wpadał w jakieś tarapaty i Ania musiała go bezustannie pilnować. Na początku psiak chodził bardzo nieporadnie, potykał się o własne uszy, a jego ulubioną zabawą było kręcenie się w kółko i ganianie za własnym ogonem. Tato wtedy śmiał się mówiąc, że Łatka w końcu wydepcze ścieżkę w dywanie.
Właśnie w tej chwili, gdy Ania weszła do pokoju rodziców, by pokazać mamie swój nowy rysunek przedstawiający pieska, Łatka był zajęty obgryzaniem maminego bambosza. Mama próbowała go przekonać, że są smaczniejsze rzeczy niż jej obuwie i otwierała zaciśniętą i mocno obślinioną szczękę zwierzaka. „Nie wolno Łatka” mówiła mama łagodnym, ale stanowczym głosem. Łatka ostatnio często słyszał te słowa i wcale za nimi nie przepadał. Ale po minie mamy widział, że to nie przelewki, posłusznie puścił więc bambosz, stulił uszy i wysłuchał długiej przemowy, jak to on – niedobry piesek – nie powinien jeść bamboszy, do tego dużo lepiej  nadaje się kość, którą dostał wczoraj od taty. Kość była dobra, ale nie było z nią tyle zabawy, bo nikt nie wyszarpywał mu jej z pyszczka, ani nie gonił po pokoju. Na wszelki wypadek Łatka zrobił jednak taką minkę, w której psie oczy stają się większe i jeszcze bardziej okrągłe niż zwykle i polizał mamę w rękę na znak, że przeprasza… Mamie zaraz zmiękło serce i przytuliła pieseczka.
„Mamo, narysowałam Łatkę” – powiedziała Ania i pokazała rysunek, na którym można było rozpoznać parę drzew, krzaczek i Łatkę (Łatka był narysowany najśliczniej, bo jego Ania rysowała najczęściej). „Tam go znalazłam” – powiedziała Ania i mocno się przytuliła do mamy…

KASZTANOWY LUDEK
Lato szybko minęło i z drzew zaczęły spadać liście. W parku pojawiły się pierwsze kasztany i żołędzie. Ania chętnie chodziła na spacery z rodzicami i Łatką. Lubiła się bawić liśćmi. Podrzucała je do góry i patrzyła jak cudownie wirują opadając, nazywała to zabawą w kolorowy deszcz. Czasami chowała się za drzewem albo krzaczkiem i wołała Łatkę z ukrycia, patrząc jak piesek jej szuka. Kiedy psina była blisko, wybiegała ze śmiechem i ścigała się z pieskiem, który od jakiegoś już czasu potrafił ją prześcignąć. Dni upływały im na wspólnej zabawie i wspólnej nauce. Łatka potrafił już siadać, leżeć i podawać łapkę, a Ania nauczyła się podpisywać (choć czasami tylko mama potrafiła to przeczytać) i liczyć do dwudziestu (to już strasznie dużo, nawet więcej niż potrafi Bartek z sąsiedztwa, a jest przecież o cały miesiąc od niej starszy). Tego dnia Ania właśnie kończyła zabawę w parku i postanowiła pozbierać trochę kolorowych liści dla mamy, która była przeziębiona i leżała w łóżeczku. W wiaderku miała już dużo kasztanów i żołędzi, które co chwila były wysypywane na ziemię przez biegającego tam i z powrotem Łatkę. Tata już się niecierpliwił, bo musiał jeszcze zrobić zakupy na rosołek dla mamy. Jak wiadomo na przeziębienie nie ma nic lepszego niż rosołek i szklaneczka herbaty z miodem. Już mieli wychodzić z parku, ale Łatka postanowił ostatni raz jeszcze obsiusiać drzewko. Nagle psiaka zamurowało. Po drugiej stronie alei szła piękna brązowa suczka. Miała długi ogon podniesiony do góry, cudowne uszka i najwspanialsze brązowe oczy jakie Łatka kiedykolwiek widział. Łatka natychmiast zapomniał o drzewku, opuścił nogę, wypiął pierś i paradnym krokiem podszedł do suczki. Starał się przy tym wyglądać jak najlepiej, ale suczka tylko spojrzała na niego i ruszyła biegiem w stronę swojej pani. Tato podszedł do psiaka i zabrał go na ręce. Łatka obejrzał się w stronę gdzie zniknął brązowy cud i zobaczył biegnącą ku nim Anię. „Mam dużo liści dla mamusi” – wysapała Ania. Zabrała Łatkę i pomaszerowali do domku.
Tato siedział w kuchni i zmagał się z gotowaniem rosołu kiedy zobaczył Łatkę stojącego na stole kuchennym i zlizującego kiełbasę z kanapki. „Łatka!!! Nie wolno” – pies usłyszał dobrze sobie znane słowa i czmychnął z kuchni. „No, teraz już przesadziłeś!!!” – krzyczał tata wybiegając na korytarz. Wbiegł do pokoju gdzie leżała mama, ale widząc, że śpi wycofał się cicho. Łatka odetchnął z ulgą leżąc pod łóżkiem i oblizując mordkę. I o co ta złość, to nie była nawet szynka tylko zwykła kiełbasa, zresztą i tak jej nikt nie jadł. Mama właśnie się przebudziła i przeciągnęła się w łóżku. To wystarczyło Łatce, by wskoczyć na kołdrę i polizać panią po policzku. „Cześć Łatka” – powiedziała mama. „Więc to tu się ukrywa ten urwis!!!” – zahuczał tato wchodząc do pokoju - „Tym razem ci się nie upiecze”. „Witaj Kochanie, co tym razem zrobił?” – zapytała mama. Tata opowiadał o zajściu w kuchni, a mama słuchała z coraz bardziej rozbawioną miną. W końcu, nie mogąc się powstrzymać wybuchła śmiechem. Tato też nie mógł już dłużej utrzymać powagi i na jego twarzy pojawił się uśmiech.
„A gdzie się podziewa nasza Ania?” – zapytała mama. „Szykuje niespodziankę dla ciebie” – odpowiedział tato. W tejże chwili weszła Ania niosąc piękny bukiet liści i żołędzi i kasztanowego ludka. „Dla ciebie, mamusiu. Żebyś szybko wyzdrowiała” – powiedziała dziewczynka wręczając prezenty. – „Tatuś mi pomógł zrobić ludka”. „Kochane dziecko” – westchnęła mama przytulając Anię, a Łatka wcisnął się między nie, merdając ogonkiem.

PIERWSZY ŚNIEG ŁATKI
„Dach to niezbyt dobre miejsce dla dziewczynki. Można spaść i się połamać” – powiedział tato wyciągając ręce po Anię i przerzucając ją przez ramię. „Dlaczego nie dla dziewczynki? A chłopcy mogą?” „Muszę lepiej dobierać słowa – pomyślał tato – Jak ona szybko dorasta…”
W domku babci i dziadka Ani było ciepło i pachniało ciastem. Ania szczególnie lubiła siadać przed kominkiem i patrzeć jak ogień skacze po drewnie. Łatka zwijał się wtedy w kłębek na jej kolanach i cichutko pomrukiwał. To była jego pierwsza zima i jeszcze nigdy nie widział śniegu. Ania cały czas mówiła o białym puchu spadającym z nieba i biegała do okna każdego ranka, by sprawdzić czy już zasypało ogród. Wszędzie wokół panowała świąteczna atmosfera. Domownicy krzątali się. A Łatka biegał od jednej osoby do drugiej, zastanawiając się, o co tyle hałasu? Dla psiaka były to dni pełne bezustannego ruchu, więc kiedy wieczorami wszyscy zasiadali w salonie przy kominku, on mógł wreszcie odetchnąć, zwinąć się w kłębek na kolanach Ani i zasnąć.
Jednak dziś Łatkę coś bardzo ale to bardzo zdziwiło. Dziadek z tatą przynieśli drzewko z lasu i ustawili w rogu pokoju. Żeby tego było mało, gdy psina obwąchała drzewko i łaskawie zgodziła się na to, by stało, podniósł się wielki krzyk „Łatka nie wolno!!!” Nie wolno czego? Pachnie takie drzewko nie tak jak trzeba, więc Łatka postanowił to zmienić. Podniósł nogę, z całkowicie dobrym zamiarem zaznaczenia drzewka po swojemu, a tu nie wolno!
Ale gdyby to było wszystko… Tata wyciągnął ze strychu wielkie pudło ze światełkami. Zabrał część z nich ze sobą i poszedł na dwór udekorować dom. Ania chciała mu pomóc i pobiegła za nim, ale po chwili tato przyniósł ją na rękach do domu mówiąc, że nie powinna biegać po dachu. Mama wyczarowała skądś bombki, krepę i papier kolorowy. Rozłożyła to wszystko na stole. Dziadek z babcią skończyli właśnie zakładać lampki na choinkę. W domu pachniało piernikami, które babcia piekła w kuchni. Dziadek włączył płytę na starym gramofonie i już po chwili rozbrzmiała kolęda. Babcia przyniosła nożyczki, klej i kolorowe wstążki, a dziadek farbki, orzechy oraz cukierki. Każda z tych rzeczy wylądowała na stole w salonie. Teraz prawie cała rodzina zebrała się przy stole, (tata nadal stukał i pukał na dachu) by robić ozdoby choinkowe. Czego tam nie wyczarowano?! Pojawiały się kolorowe łańcuchy, papierowe pajacyki, koszyczki, srebrne i złote gwiazdki, orzechy zmieniały kolor na złoty, babcia wyklejała koguciki, mama wycinała trąbki i dzwonki, a dziadek robił piękne sople lodu ze sreberek po czekoladkach. Wszystkie te piękne ozdoby i ogromne cukierki w kształcie zakrzywionych lasek, znajdowały swe miejsce na zielonych gałązkach. Choinka wyglądała coraz piękniej. Zza drzwi wejściowych dał się słyszeć tupot nóg i odgłos wycieranego obuwia. Po chwili w pokoju pojawił się tata. Jego nos i policzki były czerwone od mrozu, a twarz rozświetlał płomienny uśmiech. „Pada śnieg! – krzyczał od progu – Jednak będziemy mieć białe święta.” W domu zapanowała ogromna radość. Wszyscy rzucili się do okien pokrzykując wesoło i wołając Łatkę. Po chwili wszyscy stali ubrani przed domem i patrzyli jak białe płatki wirują i opadają by ubielić dom i ogród. Widok był tym wspanialszy, że dom był cudnie udekorowany kolorowymi, migoczącymi lampkami. Łatka stał niepewnie, nie wiedząc co się dzieje. Zimny płatek opadł mu na nos. Zjeżył się i zaszczekał na intruza. Ale tu już następna zimna kruszyna przylepiła się do jego noska. Warcząc próbował zdjąć ją łapką. Jednak te wysiłki nie dawały zadowalających rezultatów, więc odetchnął gdy wszyscy wrócili do domu. Był już wieczór, a gwiazdy świeciły ze zdwojoną siłą, z dala od świateł miasta. Powoli wszyscy szykowali się do snu. Jutro będzie Gwiazdka…
Następnego ranka Anię obudziło popiskiwanie Łatki, który domagał się wyprowadzenia na spacer. Dziewczynka szybciutko umyła się, ciepło ubrała i zawołała na psiaka. Łatka stanął w drzwiach wejściowych i nie mógł się nadziwić co się stało ze światem? Biała pierzyna przykryła drzewa i krzewy, nie było nawet widać ścieżki do domu. Kiedyś Łatka widział coś podobnego jak bawił się poduszką Ani i wysypało się z niej pierze, pokrywając cały pokój. Łatka aż się skulił, gdy sobie przypomniał gniew rodziców Ani i spojrzał na Anię jakby mówiąc: „to nie ja narozrabiałem, nie ja pokryłem wszystko pierzem”. Ale Ania biegała już wesoło po podwórku. Piesek, widząc, że nic mu nie grozi, ruszył żwawo za swoją panią. Rozpędził się i wpadł w śnieg, który ugiął się pod nim mięciutko. Łatce się to bardzo spodobało. Pochylił łepek i ruszył na przód zostawiając za sobą rowek wyryty w śniegu. Szukał właśnie miejsca na załatwienie swoich potrzeb, gdy nagle coś go uderzyło. Odwrócił się i zobaczył jak Ania szykuje drugą śnieżkę do bitwy. Zaszczekał wesoło i pobiegł pociągnąć ją za nogawkę. Oboje się przewrócili i przez chwilę turlali w śniegu. Łatce jednak ta zabawa szybko się znudziła i podbiegł do pobliskiego krzaczka. Obwąchał go dokładnie i podniósł nóżkę. Ania tymczasem zaczęła toczyć śnieżkę po ziemi. Nabierała ona coraz większych rozmiarów. Gdy była prawie tak duża jak dwie Łatki postawione jedna na drugiej, Ania zaczęła toczyć drugą kulę. Piesek przyglądał się przez chwilę dziewczynce, ale szybko zainteresowały go sikorki dziobiące słoninkę przywiązaną do jednej z gałęzi drzewa. Babcia zawsze dbała o to, by miały co jeść. Jak by tu jej spróbować? Psinka podbiegła do drzewa, a jej nozdrza wypełnione były smakowitym zapachem. Łatka skoczył tak wysoko jak potrafił, ale to nie wystarczyło. Podskoczył więc znowu i znowu – wszystko na nic. Rozgoryczony piesek zaczął szczekać na ptaki, dziobiące smakołyk. Odwrócił się, szukając pomocy u dziewczynki - ale cóż to? – jakiś straszliwy biały potwór stał koło Ani, trzymając grubą gałąź. Zamiast oczu miał czarne węgle, a zamiast nosa coś długiego i czerwonego sterczało mu z twarzy. Łatka się zjeżył i groźnie wyszczerzył kły, ale potwór ani drgnął. Łatka ujadając rzucił się więc w obronie swojej pani na groźnego przybysza. „Łatka! – krzyknęła dziewczynka – to tylko bałwanek! Nie zrobi Ci nic złego”. W drzwiach ukazał się, zaniepokojony szczekaniem, dziadek dziewczynki. Na widok psiny, szczekającej na bałwana zaczął się śmiać. To zbiło Łatkę z tropu. Pies wyciągnął szyję ku śniegowej postaci i zaczął węszyć. Bałwan nie pachniał groźnie, jednak na wszelki wypadek Łatka postanowił obdarzyć go własnym zapachem, więc podniósł nogę w górę. „Łatka!!!” – zawołała dziewczynka, ale było już za późno. Łatka z zadowoleniem ruszył w stronę dziadka, który właśnie zawołał ich do domu gdzie już czekało ciepłe śniadanie.
 
CHCEMY BIEC JESZCZE SZYBCIEJ…
„Co to jest kulig?” – zapytała Ania kończąc jeść kanapkę. Właśnie dziadek skończył rozmowę telefoniczną i oznajmił, że mają się wszyscy ubierać, bo sąsiedzi organizują kulig. „Zaraz zobaczysz” - powiedział dziadek z tajemniczą miną. Wkrótce się przekonała.
Właśnie stała z noskiem przyklejonym do szyby i próbowała dojść w jaki sposób mróz maluje tak piękne wzorki na oknie, kiedy usłyszała dzwonki i tętent kopyt końskich. Łatka widocznie też to usłyszał, bo ujadając rzucił się do drzwi wejściowych. Po chwili rozległo się pukanie i w drzwiach stanął jakiś człowiek, a spod ubrania wystawały mu sumiaste wąsy. „Gotowi na kulig?” – zapytała postać, a Ania natychmiast rozpoznała ten głos. „Wujek!!!” – krzyknęła i pobiegła się przywitać. „Witaj Kochanie!!! A Ty jeszcze nie ubrana?” – zapytał wuj dziewczynki. Moment później cała rodzina siedziała w saniach, dokładnie opatulona kocami. Łatka początkowo troszkę bał się koni, ale szybko stwierdził, że nic mu nie grozi i biegł tuż obok sań, co chwila koziołkując. Po jakimś czasie mama stwierdziła, że trzeba pieska wziąć na sanie, więc teraz piesek siedział tuż obok Ani i ciekawie się rozglądał. A sanie były ładne, drewniane z pięknymi zdobieniami. „Takich już nie robią” – powiedział dziadek, widząc jak dziewczynka je ogląda. Tymczasem nabierali szybkości pędząc po polnych drogach, a konie parskały raźno jakby mówiąc „chcemy biec jeszcze szybciej”. Ania została ubrana grubiej niż zwykle i trochę przerażała ją myśl, że jeśli wypadnie z sań to już nie da rady wstać, bo jest teraz grubiutka, jak bałwanek przed domem. Spojrzała na Łatkę, któremu uszy falowały na wietrze, kiedy próbował wychylić się spod koca i oglądać drogę. Właśnie wjechali do pobliskiego lasu i zobaczyli przebiegające przez drogę sarny. Łatka chciał wyskoczyć z sań i pobiec za zwierzętami ale tato go w porę złapał i przytrzymał. Łatka nie wydawał się zadowolony z takiego obrotu sprawy i się troszkę obraził. Ale zaraz zapomniał o tym i patrzył jak drzewa śmigają obok nich i wciągał w nozdrza zapach lasu. Próbował jeszcze parę razy wyrwać się z uścisku taty, gdy przebiegały obok zające lub gdy lis patrzał na nich podejrzliwie spod krzaczków, ale tato nie puszczał pieska. W końcu wrócili do domu i pożegnali się z wujkiem, który musiał wracać do cioci i kuzynów. „Wesołych Świąt – powiedział – i do zobaczenia na Pasterce”.

ŁAKOCIE PO KOLACJI…
Po kuligu mama położyła Anię spać, żeby była wypoczęta na Kolację Wigilijną. Łatka zwinął się w kłębek tuż koło łóżka Ani, na specjalnie dla niego przygotowanym posłaniu. Przyda im się trochę snu po tych wszystkich emocjach.
„Cześć Łatka” – usłyszał psiak. Nie był pewien czy to jeszcze jest sen czy nie, więc mruknął przeciągle i przewrócił się na drugi bok. „Cześć Łatka. Wstawaj.” – znowu usłyszał znajomy głos. Otworzył oczy i zobaczył dwie kitki Ani. Dziewczynka zwisała do góry nogami z tapczanu i trącała łapkę psa, która jeszcze przed chwilą pełniła rolę podpórki pod brodę Łatki. „Już czas” – szepnęła. Psiak nie wiedział, na co jest już czas. Przeciągnął się mocno, najpierw przednie łapki, potem tylne i jeszcze raz wszystkie na raz. Teraz jeszcze się otrząsnął na psi sposób i rozejrzał się w koło. Pomyślał, że jest bardzo głodny i właśnie w tej chwili gdy myśl ta zawitała w jego główce, z brzuszka pieska dobiegł pomruk. Łatka postanowił więc, że zajrzy do miski. Psiak pomaszerował do kuchni, skąd dobiegały smakowite zapachy. Wciągał w nozdrza powietrze przesycone obietnicą smakowitego sernika, pierników, szyneczki (Łatka oblizał się wyobrażając ją sobie w swojej miseczce) i karpia. Okazało się, że w kuchni panował już ogromny tłok. Dziadek przyozdabiał rybkę kawałkami cytryny i pomarańczy, babcia wyciągała z pieca serniczek. „No, ciebie już tylko tutaj brakowało” – zwróciła się do Łatki z uśmiechem i próbując udawać zagniewaną delikatnie biła drewnianą łopatką po rękach tatę, który wyjadał pierniki. „Łakocie po kolacji” – mówiła. Łatka usadowił się pod stołem kuchennym obserwując wielkie przygotowania. Tato dobierał się wciąż do pierników, lecz tym razem gdy złapał pierniczka, babcia zdążyła trafić go w rękę i piernik poszybował wprost pod łapki psinki. Łatka porwał pierniczek w zęby i szybko uciekł z kuchni, by nikt nie zdążył mu go odebrać. Opłacało się, pierniczek był pyszny. Piesek oblizał pyszczek ze smakiem.
Właśnie Łatka zastanawiał się czy nie iść sprawdzić czy jeszcze coś smacznego nie spadnie, gdy usłyszał głos taty dobiegający z korytarza – „Łatka! Spacerek”. Słowo spacerek zaliczało się do ulubionych wyrazów Łatki, dlatego szybko pobiegł merdając ogonkiem. Tato stał już w drzwiach gotowy do wyjścia. Psinka szybko wybiegła do ogrodu i stanęła oko w oko ze śnieżnym stworem. Ponieważ piesek nie miał wpływu na to czy bałwanek tam stoi czy nie i nie mógł w żaden sposób intruza przepędzić z podwórka, postanowił go ignorować. Łatka odwrócił więc głowę (ale nie za bardzo, żeby kątem oka kontrolować sytuację) i jakby nie widział nieproszonego gościa pomaszerował omijając go szerokim łukiem wprost pod krzaczki. Piesek nadal czuł zapach koni i poszedł dokładnie obwąchać miejsce, w którym stały dzisiejszego ranka. Psiak biegał od drzewka do drzewka, spoglądając co chwila na ptaki dziobiące słoninkę. Dobiegały go zapachy zajęcy przemykających po polach. Nagle poczuł zew lasu i miał wielką chęć biegania gdzie łapki poniosą. Magiczna kraina malowana bielą kryła tajemnice saren, dzików i wszelakiej zwierzyny. Była to jedna z nielicznych ostoi niczym niezmąconego spokoju. Łatka wyobrażał sobie siebie węszącego i biegającego po puszczy.
Z błogiego nastroju wyrwał Łatkę tato stojący ciągle na ganku i rozgrzewający się podskokami to na jednej to na drugiej nodze. „Do domu Łatka!” – zawołał tato. Psiak podniósł łapkę po raz ostatni znacząc krzaczki i powoli ruszył do domku. Gdy Łatka wszedł do domu musiał jeszcze poddać się zabiegowi wycierania łap. W końcu, oswobodzony z objęć wycierającego go taty, pomaszerował do salonu. Ogień tańczył wesoło w kominku, a z gramofonu pobrzmiewały radosne dźwięki kolędy. Stół był już odświętnie udekorowany i cała rodzina zebrała się na Kolacji Wigilijnej. Dziadek wziął do ręki opłatki, a przełamując się z każdym życzył zdrowia, szczęścia i wiele miłości w życiu. Kiedy skończył przyszła pora na resztę domowników, wszyscy utonęli we wzajemnych uściskach i życzyli sobie samych cudownych chwil i radości. Zgodnie ze starym polskim zwyczajem, według którego gospodarz dzieli się opłatkiem z inwentarzem, dziadek podszedł do psiaka. Łatka wyciągnął pyszczek i ostrożnie zbliżył nosek do opłatka. Obwąchał go i wziął do pyszczka. Opłatek natychmiast przylepił się do podniebienia psinki i teraz Łatka wyglądał całkiem zabawnie mlaszcząc i próbując go odkleić. Robił przy tym tak śmieszne minki, że wszyscy przyglądali się psiakowi z wyraźnym rozbawieniem. W końcu udało się...
Kolacja trwała bardzo długo, a kiedy się skończyła wszyscy usiedli przy kominku. Dziadek wziął do ręki książkę z opowiadaniami wigilijnymi i zaczął czytać. Za oknem prószył śnieg, a z oddali dobiegały śpiewy kolędników. Głos dziadka unosił się i opadał tworząc czarowny świat baśni, przenosząc doń całą rodzinę. Łatka czuł się cudownie, a jego oczy powoli się zamykały. Błogi stan opanowywał każdy mięsień i psiak zatapiał się w cudowny sen, pełen łąk, kwiatów i niczym niespętanej wolności.
Właśnie dziadek skończył czytać książeczkę, gdy rozległo się pukanie do drzwi. „Gwiazdor!!!” – krzyknęła Ania i jednym susem skoczyła do okna. Na dworze stały sanie z wielkimi workami, a przy drzwiach stał starszy jegomość w czerwonym płaszczu, wielkiej czerwonej czapie. Jego siwa broda spływała po kołnierzu. Łatka pobiegł do drzwi i zaszczekał obwieszczając przybycie gościa. Mama wpuściła Gwiazdora do środka i zaprowadziła do salonu. „Dzień dobry – powiedział przybysz – czy wszyscy byli grzeczni?” Ania odpowiedziała, że tak i szybko usiadła Gwiazdorkowi na kolana. Rodzina powitała gościa z radością, a dziadek poczęstował go ciepłą herbatą. Łatka bardzo ciekawie przyglądał się dziwnemu jegomościowi, nie rozpoznawał jego zapachu i dziwił się bardzo, że Ania tak szybko go polubiła. Nie miał odwagi podejść, ale też nie mógł zignorować gościa. Stał więc czujny, pilnując czy nic się nie stanie jego pani. Gwiazdor wypytał każdego o zdrowie i zajrzał do worka wypełnionego po brzegi prezentami. Mama dostała ciepłe rękawiczki, tato nowe kapcie, dziadek właśnie rozpakował piękny sweter, a babcia drewniany, ręcznie zdobiony świecznik. Ania już się niecierpliwiła, ale w końcu i ona dostała paczkę. „Dziękuję Gwiazdorku” – podziękowała Ania, kłaniając się jak najpiękniej. Dostała pluszowego misia z wielkimi brązowymi oczyma i brunatnym futerkiem. Łatka od razu obwąchał zabawkę i spojrzał na worek prezentów. „Tak psinko. Dla ciebie też coś mam.” – powiedział Gwiazdor i sięgnął po paczuszkę. Łatka zamerdał ogonkiem i zaraz zabrał się do rozpakowywania podarunku. A to troszeczkę trwało, bo trzeba było rozerwać ząbkami papier, w który był owinięty pakunek. W środku psiak znalazł psie czekoladki i malutkiego pluszowego pieska do zabawy. Łatka chwycił zabawkę w zęby i poszedł pokazać prezent wszystkim domownikom. „A gdzie jest Gwiazdor?” – zapytała Ania. Dopiero teraz domownicy zauważyli, że ich gość gdzieś zniknął. Usłyszeli tylko dobiegający gdzieś z zewnątrz domu dźwięk dzwoneczków i radosne zawołanie: „Wesołych Świąt!!!”

 

 

 

 

Dodaj bajkę

Szukaj

"Odkryj e-wolontariat"

Bajkownia.org - Fabryka Bajek nagrodzona!

Bajkownia.org -Fabryka Bajek zajęła 2 miejsce w ogólnopolskim konkursie "Odkryj e-wolontariat""

Patronat medialny

 

 190x120 anim bajk

 

Bajkownia.org - Fabryka Bajek wspiera akcję Ministerstwa Środowiska - "Pobierz aplikację na smartfona i zagraj z dzieckiem w „Posegreguj śmieci”.  Sprawdź kto z Was zostanie mistrzem w segregowaniu?"

Bajkownia.org - Fabryka Bajek dla dzieci - druga tura konkursu na najlepsze strony Internetu

 

Bajkownia.org - Fabryka Bajek dla dzieci - Złota Strona Tygodnia Wprost lipiec 2012