Wierszyk dla dzieci - Panie bocianie
Wiesz, spotkałam dziś bociana,
tu na łące, całkiem z rana,
zanim zapiał pierwszy kogut,
on już nie spał, czy miał powód?
Nie wyglądał dziś najlepiej,
pewnie biedak biedę klepie,
taki blady (Boże drogi!)
cienka szyja, chude nogi...
- Niedomagasz, miły panie
więc zapraszam na śniadanie;
u nas kawa i bułeczki,
konfitury trzy łyżeczki,
jajecznica ze szczypiorkiem,
ser, sałata z pomidorkiem,
a na koniec, mój kochany,
przygotuję dwa banany
w czekoladzie z rodzynkami,
zechcesz siąść przy stole z nami?
Bocian spojrzał na mnie srodze,
chwilę stał na jednej nodze,
po czym tylko stwierdził krótko
- Ja hołduję żabim udkom.
I w beretce z pimpadełkiem,
sadząc przy tym kroki wielkie,
pognał pędem do Paryża,
gdzie ta słynna stoi wieża.
Tam w lokalu, przy deptaku,
sztywny kelner w czarnym fraku,
sadza gościa przy stoliku,
wodząc palcem po cenniku.
- Pan pozwoli, że nadmienię,
polskie żaby są tu w cenie.
Bocian patrzy, wybór wielki,
tylko po co te cyferki,
zadziwionym łypie okiem,
ależ kwoty są wysokie.
Omdlał nieco, cicho mlasnął,
dziobem ze zdziwienia klasnął,
potem złapał się za głowę
- W Polsce żaby mam darmowe!
I na łąkę tuż za płotem,
wrócił z Francji samolotem.