Bajka dla dzieci - Przypowieść na Prima Aprilis
Widział ktoś stado niebieskich słoni?
To żadne żarty, czysta powaga!
Proszę spojrzeć - są jak na dłoni!
Błękit jak rzeka, drzewo się zmaga...
Ktoś to zobaczył, farbą utrwalił?
Dziwy nad dziwy, czy spać tam chciały?
Zmęczone drzewo cięgiem się żali.
Bo na co drzewu takie kawały!
Scena prawdziwa, słoni siedmioro.
Księżyc z podziwem się przygląda.
Widział niejedno, diabli go biorą.
Już chyba wolałby tam wielbłąda!
Czemu na drzewie i nocną porą,
obsiadło stado biedne gałęzie?
Co im strzeliło? Jak farbę spiorą?
Drzewo na razie trzyma się mężnie!
Skąd wzięły pigment barwy błękitu?
I czy w niebieskim jest im do twarzy?
Czy nikt nie wciska nam tutaj kitu?
Jeden zrozumiem, lecz siedmiu marzy.
Może ogromna kałamarnica... rzekła,
że szary to brzydki kolor.
Swojego pigmentu chętnie użycza.
I stąd w błękitach jest siedmioro.
Dzielnie to znosi potężne drzewo.
Gdzie telewizja? Już jedzie "bryka"!
Zgiełk, ludzie krzyczą na prawo, lewo...
Dawać na wizję, i do dziennika!
Spały na drzewie, słonie do rana.
Głośno chrapały, trąby kiwały.
Nad ranem przyszła mgła, niepytana
Słonie zabrała, jak duch znikały...
Tak ta historia jest niesłychana!
Dotąd lud gminny ją opowiada.
I przekazuje ją do gdybania.
Bajką jest wtedy - mucha nie siada!
Bożena Czarnota