Bajka dla dzieci - Królewna i Rodzeństwo - część trzecia opowiadania
- Coś mała ta dziura – odezwała się Emilia po chwili.
- Masz lepszy pomysł? – zapytał Marcin.
- Nie
- No to przestań wreszcie marudzić – Patryk podniósł odrobinę głos.
Emilia spojrzała na braci z wyrzutem, ale już nic nie powiedziała. Chłopaki uznali to za cud. Była ogromną gadułą i okropnie marudziła. Jak małe dziecko. Nie powiedzieli jej tego. Mimo, że ich często irytowała i gadała od rzeczy, to ją kochali. W końcu to była ich siostrą.
Przecisnęli się przez dziurę pod płotem. Po drugiej stronie otoczyła ich polana, a nieco w oddali znajdował się lasek. Nie byli w nim jeszcze, ale sądząc po jego wielkości, to raczej było niewielkie skupisko drzew. Gdzieniegdzie jakieś krzaki. Ścieżka pomiędzy drzewami prowadziła na niewielkie wzniesienie i to od razu dało wyobrażenie rodzeństwu, jak mogłyby wyglądać owe tajemnicze schody.
Zaczęło się ściemniać.
- No dobra – powiedział Patryk. – Jest taki plan. Dojdziemy do końca tego wzniesienia i jeżeli będą tam schody zejdziemy po nich na sam dół.
- Mimo strachu? – odezwała się siostra.
Chłopaki spojrzeli na nią i już myślała, że ją wyzwą za to, iż znowu się odezwała - jednak nie. Marcin po chwili się uśmiechnął i rzekł:
- Moja droga, zejdziemy nawet mimo strachu.
- Ciekawa jestem, co się tam znajduje. Może u podnóża schodów jest jakaś tajemnicza baśniowa kraina.
- Jak będziemy tak stać, to nigdy się tego nie dowiemy – dodał na koniec Patryk. – Chodźmy.
Teraz nikt już się nie odezwał. Skierowali się w stronę niby-lasku. Każdy z nich obracał w głowie wizję, co takiego znajduje się u podnóża schodów. No, o ile te schody w ogóle tam są.
Po kilku minutach dotarli do wzniesienia… Stojąc na nim początkowo nie mieli pojęcia, po co w ogóle tutaj przyszli. Rozglądali się wokoło i dopiero po dłuższej chwili pojęli sens swojego położenia. Nie widzieli jeszcze domniemanych schodów, ale czuli, że może one jednak istnieją. Ruszyli dalej przed siebie z nadzieją, iż się po chwili pojawią. Otaczały ich drzewa, gdzieniegdzie jakieś krzaki. W oddali roztaczały się pola uprawne. Nic poza tym.
Nagle Marcin zawadził nogą o wystający z ziemi kamień i poleciał do przodu wymachując rękami. Jego upadek mógł być bardzo długi i bolesny, gdyby nie natychmiastowa reakcja Patryka, który złapał go w ostatniej chwili za kant koszuli i pociągnął w swoją stronę.
Marcin wciąż wymachując rękami (zupełnie, jakby latał) usiadł ciężko na pupie wydając z siebie niezbyt głośne „ach”.
- Widzieliście? – wykrztusił wreszcie Patryk. Wskazywał na miejsce przed siebie.
Wszyscy spojrzeli we wskazanym kierunku. Przed nimi droga ginęła spadając w dół. Zdali sobie sprawę z tego, że dotarli do tych tajemniczych schodów. Prawdopodobnie trochę inaczej sobie je wyobrażali, ale dostali takie jakie widzieli. Kamienne, wąskie i kręte, prowadzące w ciemność na dole. Mimo strachu poczuli fascynację. Emilia również, ale nieco mniejszą. Szczerze mówiąc myślała o nich jak z bajek – kolorowych między drzewami, a nie kamiennych, starych, stromych i krętych. No cóż, pomyślała, najwyższy czas sprawdzić, co kryje się na samym dole.