Wierszyk dla dzieci - Rowerowe akrobacje
Dyzio w centrum miasta mieszka,
lubi, gdy go podziwiają.
Tym też razem nie omieszkał
zwołać kumpli całą zgraję.
Wsiadł na rower nowy prawie,
zaczął w mig swoje popisy.
Duży kamień leżał w trawie,
Dyzio zleciał, guz nabity.
Łokcie zdarte i kolano,
leżał z miną jak do płaczu.
Kierownica zgięta w prawo,
błotnik wygiął się jak haczyk.
Gdyby Dyzio kask założył
bez popisów jak w teatrze,
czoło całe by osłonił,
ma też w domu ochraniacze.
Łokcie miałby nie otarte
i kolano nie zdrapane.
Spadł z roweru nie na żarty,
przez co był poobijany.
Przechodziła pani starsza,
która zajście to widziała.
Chłopcu wstać pomogła zaraz,
oczyściła zdarcia całe.
Pani była pielęgniarką,
właśnie powracała z pracy.
Wie, że plaster nosić warto,
jakby co, ranę opatrzy.
Dyzio trochę się zawstydził,
podziękował starszej pani.
Od tej pory w kasku jeździł,
komplet ma z ochraniaczami.
Aldona Latosik
20 V 2015
(c)
ilustr. galeria str. slide_26