Co tu robić (wiedzieć muszę) z tym niesfornym kapeluszem? Wyobraźcie tylko sobie, że gdy włożę go na głowę – zaraz na nią słońce świeci. A ta chmurka, cała biała, też pod rondo się wepchała. Czy nie lepszy już berecik?!
W ten kapelusz, na dokładkę, chowa ciastka babcia z dziadkiem. Góra tego już się piętrzy, już dosięga wprost do tęczy. I ta tęcza, w kapeluszu (nie ze światła, ale z pluszu), jednym końcem rondo zdobi, co szerokie jest jak pole.
Na tym polu rosną sobie: maki, chabry i kąkole. I to wszystko w kapeluszu!
Jest tam drzewo, tak wysokie, że ma na nim gniazdo księżyc. W dzień przykrywa się obłokiem, sen radosny chciałby wyśnić, i go gwiazdce dać w prezencie, lecz się ciągle smuci we śnie i łka cicho w kapeluszu.
Jest rakieta i latawce, ptak niebieski, żywa woda; smok, co pasie się na trawce; czarownica bardzo młoda, która lata na pędzelku i maluje niebo w kratkę; i ma wronę za sąsiadkę – tę, co chowa się w pudełku kolorowym, całym z pluszu; tak jak rondo w kapeluszu.
Ach! Powiedzcie mi kochani, co z tym kramem począć całym? Bajką tylko głowę mami, czary jakieś się zebrały i wskoczyły w ten kapelusz.
Odczarować go należy, lecz nie można, ani rusz, nawet gdyby tysiąc węży zjeść zechciało cały plusz.