Wierszyk dla dzieci do czytania i do słuchania - Pracowici Tragarze
Przybył do portu statek handlowy,
wielki, wspaniały, cały stalowy.
W ładowniach mieści różne towary,
wszystko po trochu, prawdziwe czary.
Upał dziś straszny, jak na Saharze,
towar zaś znoszą młodzi tragarze:
ciężkie toboły, jakieś sprawunki,
kufry, walizki duże pakunki.
W kolejce jeszcze: małe szczenięta,
sucha bagietka, prawie nietknięta.
Świeże owoce: śliwki, daktyle,
sztuk koło setki, mniej więcej tyle.
Już drugi tydzień trwa wyładunek,
wzbudzając zachwyt, podziw, szacunek.
Nie tracą wcale chęci tragarze,
przed nimi jeszcze, torby, bagaże.
Właśnie skończyli swoją robotę
i znowu noszą na raz z powrotem,
bo żyć nie mogą bez ładowania,
cały dzień, nocą i tak od rana.
Targają rzeczy na wielki statek,
wszystko jak leci, a na dodatek:
wodę w beczułkach, rybne konserwy,
w koło Macieju i tak bez przerwy.
Młode jałówki, konia z zaprzęgiem,
szybko, dokładnie i z dużym wdziękiem.
Czarnego kota, malutką psiunię,
to tyle zwierząt byłoby w sumie.
Worki pszenicy, młyny z wiatrakiem,
sieci rybackie razem z rybakiem,
rowery, wrotki i hulajnogi,
przeniosą wszystko, tylko nie drogi.
Skrzynki z gwoździami i duże grabki,
łopatę, kubek, piaskowe babki,
kapcie babuni, dziadka fajeczkę,
ciemnej tabaki, tylko troszeczkę.
Szkołę, podwórko, scenę teatru,
kościół, parafię, ampułkę wiatru,
ratusz, trzy kina, ważne urzędy,
wszystko to wniosą, nie wiem którędy.
Poza tym, biedne mnicha sandały,
bo ciężkie czasy właśnie nastały,
stare ubrania i rękawiczki
i przede wszystkim od pieca drzwiczki.
To już w zasadzie byłoby wszystko.
Dobrze że statek cumuje blisko,
więc spakowali całe miasteczko,
lecz zapomnieli zabrać słoneczko.