Opowiadanie o istotach podobnych do aniołów? - właściwie trudno to sprecyzować, działających wśród ludzi.
OPOWIADANIE NIE TYLKO DLA DZIECI - WYSŁANNICY
Opadał prostopadle, niezmiernie powoli, niemal majestatycznie. Jego ciało nie podlegało prawu ciążenia; to przemożne Przeznaczenie nieuchronnie kierowało go w dół. Opadając myślał o zadaniu, zresztą jedynym, jakie miał wykonać. To dla niego został stworzony i odpowiednio przeszkolony. Intuicja podpowiadała mu, że prawą ręką będzie gromił, a lewą pocieszał. Dlaczego lewą? że od serca? - tego nie wiedział. W jego umyśle stopniowo zacierały się wspomnienia... Jedynie tylko ten przerażający moment utkwił mu w pamięci na stałe; moment brutalnego zepchnięcia z Jasności w Ciemność. Kiedy to się zdarzyło? - kto wie? - nie odczuwał przecież przemijania czasu.
#
Ciemność powoli przechodziła w Szarość, coraz jaśniejszą. Zbliżał się do celu. Coraz wyraźniej widział Ziemię.
- Oto i kres mojej podróży, wkrótce poznam ludzi, o których słyszałem na szkoleniach. Jacy są? Czy mnie przyjmą serdecznie? - przecież będę pracował dla ich dobra. Opadł delikatnie na leśne runo. Rozejrzał się ciekawie. - Jakże tu cudownie, tyle kolorów, zapachów, dźwięków. Podoba mi się, może nawet będę tu szczęśliwy?... O, są i ludzie.
Ukrył się za drzewem i obserwował polanę. Czarownik odprawiał tam modły do jakiegoś bóstwa prosząc o dawno wyczekiwany deszcz, a współplemieńcy skupieni wokół ogniska wznosili ręce do góry w rytualnym tańcu. Z przyjaznym uśmiechem podszedł do tych ludzi. Chciał się przywitać, poznać bliżej....
- Nie będzie źle - pomyślał - są zewnętrznie podobni do mnie, byle nawiązać z nimi kontakt...
Wtedy przyszło pierwsze wielkie rozczarowanie; tubylcy go nie usłyszeli, chociaż pozdrowił ich, gdy podszedł do nich na wyciągnięcie ręki zdał sobie sprawę, że również go nie widzą. Nie był na to przygotowany. Zrozumiał, że dla nich nie istnieje i poczuł rozdzierającą serce samotność.
#
Płynął czas, ale on tego nie odczuwał. Nigdy nie próżnował skupiony na wypełnianiu swojego zadania. Prawą ręką gromił, a lewą pocieszał. Na leśnej polanie powstała wieś, która z czasem przekształciła się w miasto. Ludzie rodzili się i umierali. Coraz większa rzesza ludzi była pod jego pieczą.
- Jestem nieśmiertelny - dotarło do niego wreszcie - i nieskończenie samotny. Czy chociaż moi podopieczni zdają sobie sprawę z mojego istnienia? - pewnie nie - stwierdzał przepojony goryczą.. Wielokrotnie próbował nawiązać telepatyczny kontakt z Przeznaczeniem, ale jego wysiłki spełzały na niczym. Zrozumiał wtedy, że jego praca nigdy się nie skończy i zostanie tu na zawsze...
#
Mijały wieki. Miasto, w którym działał rozrosło się i połączyło z sąsiednim. Z zaciekawieniem obserwował zachodzące zmiany.... Nagle wśród mieszkańców sąsiadującego miasta zauważył osobliwego człowieka. Sprawiał on wrażenie, że inni go nie widzą i nie słyszą.
Ich spojrzenia się spotkały... Pobiegli ku sobie i podali ręce. Łączyło ich wszystko: pochodzenie, przeszłość, zadanie, które skwapliwie wykonywali, nieśmiertelność. Zdali sobie sprawę, że takich jak oni, wysłanników Przeznaczenia, może być nieskończenie wielu. Mieli nadzieję, że ich spotkają. Kiedy? - nieistotne - czas dla nich nie istniał.
(C) Irena Sochacka. 30. 12 2008 r.